środa, 16 kwietnia 2014

10.

Dziewczyna stała przed lustrem patrząc na swój nowy kolor włosów. Stwierdziła, że potrzebuje zmiany. Poprzedni wizerunek kojarzył się jej z przeszłością, a ona miała jej dość.
Ciężko wzdychając wzięła swoją kosmetyczkę z półki przy lustrze i wracając do pokoju wrzuciła ją do walizki wypełnionej już ciuchami.
- Czyli wracasz do Anglii? - zapytała Zoey wchodząc do pokoju przyjaciółki.
- Tak. Mam dość tego miejsca. Żałuję tylko, że ty zostaniesz tu dłużej niż miałaś. Zacznę szkołę bez ciebie i w ogóle. Ale pamiętaj Zo, że cię mimo wszystko kocham. - przytuliła przyjaciółkę.
Nie dawała sobie do zrozumienia, że są siostrami. Dla niej to było nielogiczne.
Zeszły na dół trzymając się za ręce. Hailey taszczyła za sobą wielką walizkę. Stawiając ją na ziemi podeszła do Tylera.
- Opiekuj się nią - tutaj wskazała na swoją przyjaciółkę - bo jak nie, to inaczej pogadamy.
Przytuliła go na pożegnanie i podeszła do Tylera, którego przytuliła i pocałowała.
- Musisz wracać? - zapytał chłopak.
- To konieczne, przecież wiesz.
- Uważaj na siebie.
Dziewczyna zabrała walizkę i machając wszystkim wsiadła do taksówki.
Ponad godzinę później wsiadając do samolotu nie wiedziała, czy jeszcze ich spotka, ale miała taką cichą nadzieję.

***

- Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytał Hailey jej ojciec.
Minęły dwie godziny od powrotu dziewczyny do domu. Przez cały ten czas dziewczyna rozmawiała z rodzicami o wydarzeniach z przeszłości.
Wiedziała już, że to nie są jej prawdziwi rodzice, ale nadal to ich nazywała mamą i tatą i to się nie zmieni.
Pomimo sprzecznych uczuć dziewczyna poszła do swojego pokoju i siedząc na łóżku wybrała na ekranie telefonu numer do przyjaciółki.
- Cześć Zo.
- Hej Hai, jak tam lot?

- Dobrze. Nawet bardzo dobrze. Już nawet gadałam z rodzicami, a co u was?
- Chłopacy siedzą przy basenie i chleją, a raczej Tyler chleje, a James mu towarzyszy. Opija smutek. Tęskni za tobą.
- Powiedz mu, że ja też tęsknię, no wiesz.
- Wiem, wiem.
- Brakuje mi ciebie tutaj, wiesz?
- Mi ciebie też Hai. Jeszcze tylko kilka tygodni.
- Za tydzień rozpoczęcie roku szkolnego. Nasz ostatni rok w liceum. Nie zaczniemy go razem. Nie zrobimy zielonej nocy wakacji.
- Wiem Hai, ale wiem też, że mnie rozumiesz. Mi też nie będzie łatwo, ale sobie poradzimy tak?
- Musimy sobie poradzić. To jak, kiedy się zobaczymy?
- Myślałam, żeby wrócić 15 września. Minie tylko kilkanaście dni szkoły, więc te zaległości nie będą aż tak duże. Tutaj też coś tam powtórzę, więc na siedemdziesiąt pięć procent widzimy się w połowie września.
- Za trzy tygodnie.
- Dokładnie. Kocham cię Hai.
- Ja ciebie też Zo, trzymaj się tam i pilnuj Tylera.
- Nie ma sprawy skarbie. Pa.
- Pa.

***

Kobieta siedziała razem z mężem na podwórku w domu, za którym nie przepadała.
- Powinniśmy wrócić do Anglii.
- Wiem, że nie lubisz tego miejsca, ale tutaj nie jest tak źle.
- Nie chodzi o to. Dom jakoś przetrwam, ale Marc ja chcę mieć oko na Hailey.
Mężczyzna objął ramieniem żonę i upił łyk martini ze szklanki.
- Nadal cię nie rozumiem.
- Ona jest Petrova. Najprawdopodobniej ostatnia i to moja córka.
- Mamy przecież Zoey.
- Ale nie mamy Hailey.

9.

Dotarły do nowoczesnego, niewielkiego domu.
Drzwi otworzyła im pokojówka w czarnej, plisowanej spódnicy i białej bluzce z kołnierzykiem. Włosy miała spięte w ciasnego koka, z którego wystawało kilka siwych pasm. Miała na oko 50 lai i choć wydawała się miła, to twarz miała surową.
- Witam panienki, pani już na was czeka.
Kobieta ruszyła przed nimi prowadząc je do dużego salonu.
- Ta kobieta pasuje do średniowiecza. - powiedziała Hailey.
Szły i czuły, że ich nogi stają się jak z waty. Miały właśnie zobaczyć wspólną matkę. Były siostrami, miały tą samą krew...
Zobaczyły kobietę siedzącą na fotelu popijając szkocką z lodem z kryształowej szklanki.
Nigdzie nie było podobieństwa między nimi, a kobietą, która była przed nimi. Może gdyby się przypatrzyć, to zauważyłoby się, że kształt oczu jest taki sam. Trzy pary dużych, wyrazistych oczu.
- Witam. Nareszcie się spotykamy. Usiądziecie? - jej głos był chłodny. Nie był to głos zabójcy, albo człowieka złego. Był on po prostu wyprany z wszelkich emocji.
Dziewczyny usiadły na kanapie przed nią. Jedna z nich patrzyła na kobietę z lekką odrazą i złością, a druga ze zdziwieniem i ciekawością.
- Nazywam się Millicenta Sophia Maria Carter i Jak wiecie jestem waszą matką.
- Tu bym się nie zgodziła. - powiedziała wyniośle Hailey. Zoe dała jej lekką sójkę w bok, ale na dziewczynę to nie podziałało.
- Czyżby moja droga? - zapytała córkę Millicenta pociągając łyk ze szklanki i następnie uderzając kostkami lodu o ścianki naczynia.
- Może i nas urodziłaś, ale nie jesteś naszą matką, a przynajmniej moją. Moją matką jest Helen, a ojcem Carl. Nigdy nie zajmiesz ich miejsca.
- Widać, że masz krew Petrovych w sobie, czyli rodu, z którego pochodzę ja. Skoro uważasz, że nie jestem twoją matką, to czemu tu jesteś?
- Jestem tu, bo Zoe chciała tu być.
- Jezu, proszę cię nie zdrabniajcie tak idiotycznie jej imienia pomijając 'y' na końcu.
- Nie lubię imienia Zoey. - odezwała się właścicielka owego imienia. Od momentu przyjścia do domu, aż do teraz nie odezwała się ani razu, dopiero teraz zaczęła się lekko rozluźniać. Mięśnie przestawały być napięte jak struny, zapadła się głębiej w oparcie kanapy, a oddech nie był szybki i płytki, tylko równomierny.
- A ja nie lubię tego domu i żyję.
- To po co tu jesteś? - Hailey mówiła coraz bardziej chamskim tonem. Od początku nie spodobała jej się ta kobieta. Pff i to ma być ich matka.
- To jest letni domek. Wolę mój pałac. Tu jest zbyt... nowocześnie.
Kobieta będąca ich rodzicielką, pijąca ciągle szkocką mieszka w pałacu... nieźle.
- Dobra, spieszy mi się. Nie mam całego dnia. W domu czeka na mnie narzeczony. na ZOEY też. - siedząca obok Hailey dziewczyna zazgrzytała zębami, ale stwierdziła, że chyba będzie musiała się przyzwyczaić.
- Nie jesteście za młode? - dźwięk obijającego się lodu dzwonił im bezlitośnie w uszach. Obie chciały się go jak najszybciej pozbyć.
- Jesteśmy dorosłe. Z tego co się dowiedziałam, to masz 33 lata, czyli byłaś rok młodsza od nas, gdy przyszłyśmy na świat. A teraz żegnam. - Hailey wstała i skierowała się w stronę wyjścia.
- Nie pożegnasz się ze mną, ani nie poczekasz na ojca? - kolejny łyk szkockiej. A gdyby tak sprawić, żeby ta szuja zachłysnęła się alkoholem i udławiła lodem?
- Nie mam zamiaru na ciebie patrzeć kobieto, ani na twojego męża. Zoey, jak chcesz to zostań. Powiadomię Jamiego, że wrócisz później.
- Idę z tobą. - zaprotestowała dziewczyna i w ślad za towarzyszką wstała z kanapy.
- Zostań. - Hailey przytuliła przyjaciółkę do siebie. - Wiem, jak zależało ci na rozmowie z tą kobietą. Powiem Jamesowi, że wrócisz później. Nie musisz dziękować.
- Kochana jesteś Hai.
- Wiem, też cię kocham.
I szybkim krokiem udała się do drzwi, które otworzyła jej ta sama pokojówka, co wcześniej.
Po drodze do domu myślała o kobiecie, którą za sam fakt istnienia nienawidziła. stwierdziła, że zadzwoni do rodziców.
- Hallo? - odebrała matka Hailey.
- Cześć mamo.
- Stało się coś, że dzwonisz?
- Nie... a właściwie tak. Poznałyśmy Millicentę Carter. 
Słyszała jak w słuchawce jej matka ciężko wzdycha. W wyobraźni widziała jak kobieta kręci ze zrezygnowaniem głową i opuszcza ramiona. Zawsze tak robiła.
- Cóż... wiedziałam, że kiedyś ją poznacie.
- To prawda, że jest naszą matką?

- Nie zaprzeczę, ale to nie jest sprawa na telefon.
- Wiesz co mamo? Mam dosyć wakacji. Wracam wcześniej do Anglii, nie wiem kiedy, ale wrócę wcześniej. Najwyżej Tyler zostanie na Hawajach, wszyscy zostaną. Do zobaczenia. Pa.
Co czuła po tej krótkiej rozmowie z kobietą, która przez osiemnaście lat była jej matką? Czuła zawód, smutek, rozczarowanie i złość, ale co to zmieni? Przecież i tak to oni ją wychowywali. To dla nich była córką.
Kochała Zoey, ale różniła je ta kobieta. Hailey jej nienawidziła, a ta druga czuła do kobiety coś na krztałt sympatii, ale przez to nie rozleci się ich przyjaźń.
Przyjaźń polega na miłości, byciu z drugą osobą i wspieraniu jej bez względu na to, jakie decyzje popełnia. Taka też była przyjaźń tych dwóch przyjaciółek. Dwóch sióstr.

piątek, 11 kwietnia 2014

8.

- Z przykrością stwierdzam, że ma pan coś nie tak z głową. - powiedziała Hailey i połknęła już trzecią z kolei tabletkę w ciągu 15 minut.
- Uzależnisz się, jak dalej będziesz tyle tego brała.
- Ja już jestem uzależniona. Wróćmy do tematu. Jak to się stało, że jesteśmy nie tu gdzie powinnyśmy.
- Jak już mówiłem nie mieszkacie we własnych rodzinach. Dziwiło mnie, że nie skojarzyłyście faktu waszego podobieństwa. No, ale przynajmniej jesteście przyjaciółkami, więc problem przedstawiania was sobie już z głowy. Teraz musicie poznać waszą matkę.
- Raczej nie. Dziękujemy, ale wie pan jak wyjść, więc, żegnam. - powiedziała Zoe.
Peter wstał i wyszedł po drodze pocierając tatuaż w kształcie pióra na końcu przedramienia. Uprzedził tylko jeszcze dziewczyny, że się spotkają i życzył im miłego dnia.
- I co teraz Hai?- zapytała Zoe kuląc ciało na kanapie balkonowej. Jej różowy strój idealnie pasował do włosów, które teraz przypominały wysuszone, różowe wodorosty.
- Nie wiem Zoe. Wiem tylko, że nie mam zamiaru niczego zmieniać.
- I tak byłyśmy jak siostry.
- Dokładnie, a rodzice, to nie tylko krew. Dla mnie Carl i Helen będą zawsze moimi rodzicami. Wychowywali mnie, dali mi nazwisko i choć nie zawsze było różowo, to kocham ich i żadna bogata arystokratka mi ich nie zastąpi. - Hailey usiadła obok przyjaciółki, wzięła kolejną tabletkę i objęła Zoe ramieniem.
- Mi też. Tylko wyobraź sobie... za jakieś dwa tygodnie, może nawet mniej, wrócimy do domów i co? Wejdę na luzie do salonu, zobaczę Marię i Rafaela i powiem : "Cześć mamo i tato! Tak, bawiłam się świetnie, poza tym, że odwiedził mnie Peter? Pamiętacie go? No peeewnie... przecież pomagał wam przy adopcji, no ale to nic. Udawajmy dalej super rodzinkę. Pomimo, że nic oprócz nazwiska nas nie łączy."
- Nie przesadzaj Zoe. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru widzieć NASZEJ MAMUSI na oczy. Nie potrzebuję tego. Nie myśl o tym.
- Tobie jest łatwiej, bo masz dragi. Ja nie ćpam.
- To pij, pal, znajdź sobie coś.
- Pomagasz mi bardzo. - Zoe założyła ręce na piersi. Przypominała małe dziecko, które było w wesołym miasteczku i nie mogło wejść na największą karuzelę, bo było za małe.
Hailey wstała i stanęła naprzeciw przyjaciółki.
- Wiem, że zachowuję się jak suka i powinnam ci pomóc, ale mnie to zlewa, że moi rodzice... no cóż, nie są moi. Pewnie to przez dragi. Przecież i tak byłyśmy jak siostry, więc nic się nie zmienia, a jak chcesz to... ymm... mamę możemy poznać.
- Zrobisz to dla mnie? - Zoe podniosła swoje niebieskie oczy na dziewczynę stojącą przed nią. Dwie pary oczu o takim samym kolorze, a należące do innych osób. Obie tak samo niebieskie, a jednak inne. Jedne pełne ciepła i smutku, a drugie pełne chłodu i miłości. Zoe i Hailey.
- Wiem, ile to dla ciebie znaczy. Peter dał nam numer, więc możemy do niego zadzwonić i umówić się na wieczór.

***

- Sądzisz, że ta sukienka mi pasuje?
- Serio Zoe? To tylko spotkanie z jakąś mamusią. Nic wielkiego, a ty jesteś tak piękna, że nawet w dresach i rozciągniętej bluzce ci ładnie.
- Ej nie śmiej się! Ja lubię te dresy i bluzkę.
- Wiem, wiem, ale idę do łazienki. za 10 minut musimy wychodzić.
Zoe dopięła suwak sukienki i założyła na nogi beżowe szpilki.

Hailey weszła do łazienki i zaczęła się malować. W momencie malowania rzęs do łazienki wpadła Zoe.
- Dobrze wyglądam?
- Jezu kobieto wystraszyłaś mnie i widzisz, co zrobiłaś?! Mam źle pomalowane oko.
Pobiegła za przyjaciółką do pokoju, a że jeszcze nie miała butów, to dogoniła ją szybko.
Złapała ją w pasie i zdusiła.
- Wyglądasz pięknie, a ja przez ciebie już nie, więc pozwól, że się ubiorę.

- Serio masz zamiar iść w ari max'ach i legginsach we wzorki?
- To tylko jakieś głupie spotkanie. Nie będę sie stroić. Chcę się czuć wygodnie, a nie jakbym szła po wybiegu, czy coś. Chodźmy już.



7.

Hailey i Zoe siedziały razem w basenie. Obie tak samo dziwne, pokręcone, szalone.
- Już dawno nie siedziałyśmy tak razem... tylko we dwie. - powiedziała Zoe patrząc na splecione dłonie swoje i swej przyjaciółki.
- Tak, masz rację. Minęło 10 dni odkąd miałyśmy dla siebie więcej czasu niż pół godziny.
- Brakowało mi ciebie siostrzyczko.
- Mi ciebie też. - Hailey przytuliła przyjaciółkę.
Stały tak długo przytulone do siebie. Woda sięgała im do pasa. Czuły jak delikatna, ciepła ciecz obmywa je nie tylko od zewnątrz, ale także od wewnątrz. Czuły, że wiatr delikatnie rozwiewający ich włosy rozwiewa smutki i troski ostatnich dni.
- Jak to w sumie jest między tobą i Jamesem? - błogą ciszę przerwała Hailey.
Różowo włosa zawstydziła się lekko, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Jesteśmy w sumie para. To nic specjalnego. Zapewne po wakacjach wszystko będzie po staremu. Będziemy tylko nędznymi znajomymi. Nie ma się co przejmować. - w jej oczach zaszkliły się łzy tylko po to, żeby po chwili zmoczyć policzek dziewczyny.
- Kochasz go.
- Może i tak.
- I uwierz mi, że on kocha ciebie. Był zwykłym buntownikiem robiącym jakieś debilne żarty z Tylerem. Przy tobie jest inny. Normalny. Jest sobą. Mogę się założyć, że po tych wakacjach nadal będziecie razem. Kochacie się.
Zoe uśmiechnęła się szeroko i szybkim ruchem dłoni otarła wodne strużki z policzka. Może było tak jak twierdzi jej przyjaciółka. Bardzo chciała, żeby tak było.
- A ty i Tyler ?
Tym razem zmieszała się fioletowo włosa. Nie była sama pewna, co ma odpowiedzieć. Nie wiedziała, co ma powiedzieć własnej siostrze.
- Jest fajny i po pijaku się zaręczyliśmy. Nie wiem dokładnie, co jest między nami. Oprócz seksu i narkotyków. Podoba mi się. To na pewno, ale jak będzie dalej? Nawet jeżeli weźmiemy za jakiś czas ten ślub, to przecież będzie tak samo. Jesteśmy niedojrzali pomimo naszej dorosłości.
- Nie mów, że tylko seks i dragi. Musi być coś jeszcze.
- Podoba mi się. Może lekko się zauroczyłam, ale w tym nie ma miłości takiej, jak ta w przypadku twoim i Jamesa. Po przemyśleniu stwierdziłam, że nie mogę z nim być.
- Zrobisz jak chcesz. Nie mogę cię zmusić.
- Witam. Panny Branson i Clark?
Przy furtce stał wysoki mężczyzna ubrany w ciemne spodnie od garnituru i białą koszulę. Miał podwinięte rękawy i rozpięte dwa górne guziki koszuli.
- Tak, to my. - powiedziała Zoe wychodząc z basenu, a zaraz za nią jej przyjaciółka.
- Co pana sprowadza? - zapytała Hailey.
- Oh, przepraszam, że się nie przedstawiłem. Nazywam się Peter Kasson. Jestem prawą... no może lewą ręką waszych rodziców.
- Przepraszam, ale znałabym pana.
- Bez wątpienia, jeżeli by chodziło o państwa Branson i Clark. Może usiądziemy? - wskazał ręką na siedzenia na tarasie.
Tak jak zaproponował tak zrobiły. Nie obchodziło ich to, że mają na sobie tylko bikini i w dodatku są całe mokre i bez makijażu, z roztrzepanymi włosami. Poszły i usiadły. Nie wiedziały, że teraz zmieni się całe ich życie.




poniedziałek, 31 marca 2014

6.

Zoe i James wrócili do domu dopiero około 3 po południu.
Zoe bała się, że jej wybuchowa przyjaciółka rozwaliła dom w przypływie nagłej złości.
Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy zobaczyła przyjaciółkę z Tylerem na schodach prowadzących na podwórko z basenem, przytulonych do siebie i wesoło gawędzących.
- Czy my czegoś nie wiemy? - zapytał James sugestywnie poruszając brwiami.
- No wiesz stary nie tylko ty masz narzeczoną.
James uścisnął przyjaciela. Niespodziewanie jednak rzucił się w stronę niczego nieświadomej Hailey... po chwili dziewczyna wirowała razem z Jamesem dookoła własnej osi.
- Potrzebuję wyjaśnień. - Zoe chwyciła przyjaciółkę za rękę i pobiegła w stronę pokoju.
Zawsze była wszystkiego ciekawa, więc nic dziwnego, że chciała wiedzieć jak to się stało, że jej najlepsza przyjaciółka i dawniej niezbyt lubiany przez nią chłopak są razem.
- Opowiadaj. - rozkazała różowo-włosa.
- Nie ma o czym nawet.
- Czy ty sobie ze mnie kpisz? Wychodzimy z Jamesem na jedną noc, a po powrocie ty jesteś zaręczona.
- Samo tak wyszło. Byliśmy lekko pijani. Znaczy ja byłam, bo on się ogarnął i tak jakoś mi się oświadczył. - odpowiedziała krótko Hailey podnosząc do góry rękę i pokazując pierścionek.
Zoe nie mogła inaczej. Po prostu mocno przytuliła przyjaciółkę dając jej tym samym poczucie bliskości, miłości i przyjaźni. Rozumiały się idealnie nawet bez słów.

***

- No stary widzę, że widzisz coś poza swoją furą. - powiedział James.
- Czasami tak bywa, że to przed czym się wzbraniamy i tak nadchodzi.
- Bawisz się w poezję?
- Wolę bawić się w miłość, jeżeli już mowa o zabawie.
- Stary tobie serio odjebało.
- No wiem James, ale tobie też.
- Trzeba to oblać! Oboje zaręczeni, młodzi i szczęśliwi!
Obaj byli typowymi chłopakami. Nic więc dziwnego, że właśnie w ten sposób mieli zamiar uczcić swoje szczęście.
Dziwne też nie jest to, że po godzinie ledwo chodzili, ale dla nich się to nie liczyło. Dwie wspaniałe dziewczyny, samochody, wakacje...

***

- Sądzisz Carl, że sobie radzą? Nie dawali znaku od tygodnia. - pani Branson zapytała męża siedząc razem z nim i dopijając szampana z kieliszka.
- Są na wakacjach. Bawią się. Wszyscy dorośli i szaleni.
- No właśnie to szaleństwo mnie martwi. Znasz naszą córkę. Znasz też Zoe... no i jeszcze ci dwaj chłopcy.
- Nie martw się Helen. Pewnie jeszcze za 9 miesięcy zostaniemy dziadkami, Hailey będzie się uczyła w domu, wyjdzie za jednego z nich hahaha!
- Nie strasz mnie Carl!
- Przecież z nami wcale inaczej nie było.
- Nie chcę tyle stresu dla Hai. To moje jedyne dziecko.
- Oj wiem, wiem... - Carl czule pocałował żonę w czoło - Kocham cię.
- Ja ciebie też.

niedziela, 30 marca 2014

5.

Przez cały czas od przyjazdu na Hawaje codziennie chodzili na imprezy. Kac stał się ich nieodłącznym przyjacielem.
Tego dnia Hailey stała w oknie swojej sypialni wydmuchując dym papierosowy z ust.
Czy na pozór idealna dziewczyna może mieć spieprzone życie? Oczywiście, że tak. Idealne życie nie jest nigdy do końca idealne. Dni są takie same i monotonne, sekundy mijają w minuty, a minuty w godziny...  wszystko mija w luksusach, bogactwie... ale także braku miłości.
Rodzice pracują, nie spędzają czasu w domu, a co za tym idzie także nie okazują uczuć córce... jedynemu i niechcianemu dziecku.
Wypuściła biały obłoczek z dymu, który rozpuszczał się w przestrzeni nawet nie dolatując do chłodnego szkła. Z każdym wdarciem się szkodliwego dymu do jej płuc czuła jak uchodzi z niej ból i smutek.
- Nie nauczono cię, że nie ładnie palić? - Tyler wszedł do jej pokoju i usadowił się wygodnie przed nią na parapecie.
- Nie nauczono cię, że się puka przed wejściem do czyjegoś pomieszczenia?  - odpowiedziała pytaniem na pytanie wydmuchując biały dym prosto w jego twarz.
- Ej! Tylko mi wolno chuchać ci w twarz! - krzyknął żartobliwie Tyler przyciągając dziewczynę do siebie.
Podczas pobytu tutaj stali się dobrymi przyjaciółmi. Nie tak, jak Hailey z Zoe, ale ich relacje się znacznie ociepliły.
Nagle do uszu dziewczyny dobiegł głos Zoe wołającej jej imię z dworu.
Fioletowo-włosa razem z chłopakiem zeszli na dół. Ich przyjaciele stali trzymając się za ręce. Zaraz... czemu za ręce?! A no tak, przecież są parą.
- My idziemy na miasto. wrócimy najprawdopodobniej... jutro rano. - powiadomiła ich różowo-włosa.
- Zadzwonimy do was, jak będziemy wracać. Macie cały dom dla siebie. - James sugestywnie poruszył brwiami i szybko oddalił się razem ze swoją dziewczyną, żeby czasem nie oberwać od przyjaciela za głupie sugestie.
- To w takim razie przebieraj się i idziemy na spacer. Nie będziemy tutaj siedzieć. - powiedział chłopak.
Hailey nie trzeba było dwa razy powtarzać. Już po chwili była ubrana.

***

Dwoje młodych ludzi szło wolno deptakiem przy plaży. Słońce było już nisko przy horyzoncie, ale oni nie mieli zamiaru wracać do domu. Tak było im dobrze.
Rozmawiali o wszystkim i o niczym, a gdy czuli, że robi się już zbyt poważnie, to obracali dane słowa w dobry żart. Jak rodzeństwo, przyjaciele, jak para narzeczonych, która nie widzi świata poza sobą.
Po chwili stwierdzili, że robi się zimno, więc wrócili do domu.
Usiedli na kanapie w salonie i włączyli telewizor. Po chwili Hailey wstała i wyszła do kuchni. Wróciła niosąc butelkę wytrawnego wina i dwa kryształowe kieliszki.
- Trzeba jakoś uczcić mile spędzony dzień.
Pili kieliszek za kieliszkiem. Atmosfera robiła się weselsza.
- Ale na wesele Jamiego i Zoe idziesz ze mną? - zapytał czerwony ze śmiechu chłopak.
- A jakżeby inaczej?
- Chyba, że wolisz być na naszym ślubie.
- Jakim naszym.
- Moim i twoim. Naszym. No wiesz, ty w białej sukience, ja w garniaku, ksiądz, goście i te sprawy.
- Oświadczyny to raczej nie na pijaka.
Po tych słowach chłopak wstał i wyszedł do łazienki. Wyszedł z niej dopiero po 10 minutach, po czym pobiegł do swojego pokoju na górę.
Hailey nie wiedziała dlaczego tak nagle wstał, ale po chwili zbiegł już z powrotem.
Był odświeżony i nie było po nim nawet widać, że pił.
- Mówiłaś, że nie po pijaku. - w tym momencie postawił ją przed sobą - Wiem, że powinno być romantycznie, jakaś restauracja, drogi szampan, garnitur i te sprawy, ale... może bez tego zechciałabyś za mnie wyjść?
Dziewczynę zamurowało, a jeszcze większe było jej zdziwienie, gdy chłopak wyciągnął w jej stronę czarne pudełeczko, a w nim piękny pierścionek. Był delikatny, wykonany z białego srebra i znakiem nieskończoności.
- Boże... Tyler... przecież to szaleństwo... ale kto nie szaleje, ten nie żyje... TAK!
Chłopak porwał dziewczynę w silne, opalone ramiona i okręcił kilka razy wokół własnej osi tylko po to, żeby później złożyć na jej ustach czuły pocałunek.




niedziela, 23 marca 2014

4.

- Nigdy więcej nigdzie z wami nie lecę. - powiedział James - Od samolotu strasznie boli mnie dupa.
- Nie narzekaj. Patrz, to jest nasz dom.
Chłopakom opadły szczęki. W prawdzie byli bogaci, mieli najlepsze samochody i wszystko co chcieli. Ale nie mieli własnych domów na Hawajach, a tym będziej takich domów.
Dom rodziców Hailey był położony bardzo blisko plaży i bardziej przypominał willę, niż zwykły letni domek.
- Wchodzicie, czy się gapicie? - zapytała Zoe i ruszyła do domu razem z przyjaciółką.
- Ile to ma pokoi? - zapytał Thony.
- Cztery sypialnie zwykłe i jedna główna, trzy łazienki w tym jedna przy głównej sypialni, kuchnię, jadalnię, siłownię, dwa salony. Zwykły mały domek letni. - odpowiedziała Hailey.
Dziewczyny pokazały chłopakom ich pokoje i same także poszły się rozpakować.
Czy te wakacje będą udane? Czy wniosą coś do życia dziewczyn? A może zmienią wszystko?

***

-Idzie z nami do miasta. To stwierdzenie, a nie pytanie. Za 10 minut przy basenie. - poinformowała chłopaków Zoe.
Dziewczyny poszły się przebrać w wygodniejsze rzeczy i równo o czasie były przy basenie.
Ruszyli w stronę knajp znajdujących się przy plaży. W końcu jakoś trzeba uczcić nadchodzący miesiąc.

1. Dom 2. Łazienka na dole 3. Łazienka na górze 4. Siłownia 5. Kuchnia 6. Jadalnia 7. Salon główny 8. Drugi Salon 9. Pokój Tylera 10. Pokój Jamesa 11 i 12. Pokój Hailey 13. Pokój Zoe 14. Łazienka przy głównej sypialni 15. Główna sypialnia.